Ja nie wiem, jak Wy, ale ja mam tak, że wiem już co z tkaniny powstanie, gdy mam ją w ręku jeszcze w kuponie. W głowie układam sobie gotowe połączenia z innymi materiałami, detale wykończenia itd. Latami trzeba hodować w sobie taką intuicję, gdy się człowiek z tych szmatek utrzymuje.
Tę tkaninę zakupiłam w dużej ilości dwa lata temu z myślą o stworzeniu kolekcji dedykowanej dla mojego wiernego od lat klienta. I kolekcja się udała. Wykonałam tych przedmiotów naprawdę sporo. Więcej informacji na ten temat oraz zdjęć kolekcji zamieściłam tutaj.
Gatunek: cienka bawełna w kolorze beżu w białe maleńkie kropeczki aż się prosi o smakowite porównania. Dlatego tamtym razem posługiwałam się nazwą "tiramisu". Teraz zaś przychodzi mi na myśl łagodna latte, układana warstwami w przezroczystej szklance. No i pejzaż za oknem jakoś tak nas zgrywa z tymi rozmytymi kolorami. Pewnie w marcu upomnę się o bardziej intensywne barwy.
Materiału zostały dosłownie resztki, nad czym bardzo ubolewam. Wyszywam więc przedmioty, do ostatniego skraweczka. Ten zestaw (a w każdym razie większość z tych przedmiotów) pojechał niedawno do pewnej miłej pani Ani.
Z tego co wiem, pani Ania była zadowolona, a przedmioty zdobią teraz jej "rozbieloną" łazienkę.
No to tyle tymczasem. Byle do wiosny, byle do czerwieni... Dobranoc.
Prześliczne:)
OdpowiedzUsuńSzczególnie woreczek i ramka:)