środa, 14 marca 2012

Mam mózg zabity dechami



Od roku mieszkam w bezpośrednim sąsiedztwie biblioteki miejskiej. Książek nie wypożyczam, te lubię mieć własne. Ale filmy owszem. Przy wyborze filmów zdaję się na gust pracowników filmoteki, polecenia znajomych albo daję się uwieść ładnej szatce (okładce) lub znanym nazwiskom na "liście płac".

Nie buduję własnych rankingów popularności reżyserów, pierwszoplanowych aktorów, operatorów ani krajów pochodzenia. Zanim takowe preferencje w mojej głowie powstaną, staram się oglądać różnorodne dzieła światowej kinematografii, eksperymentując w ten sposób z procesem filmowej edukacji na własnym organizmie. Przy czym (porównując swoje doświadczenia z doświadczeniami mojego dorastającego syna w tym zakresie) jest to na razie edukacja wczesnoszkolna.




Obejrzałam  sobie właśnie film*. O Niemcach. O Niemcach hitlerowskich. A jakże!
Obraz  opowiada historię rodziny w konfiguracji 2+2 czyli wdzięcznej na tyle, że można za jednym zamachem zestawić zróżnicowane charaktery, poglądy i punkty widzenia, a to wszystko po to, aby opowieść była interesująca w  typowo komercyjny sposób. Bo tak chyba łatwo jest...

Kino kontrastów.

Czasy wojny. Ojciec rodu zostaje awansowany i w nagrodę za wybitne osiągnięcia daje mu się możliwość objęcia stanowiska szefa obozu koncentracyjnego (pewnie gdzieś na terenie Polski, bo ma być daleko od Berlina) - to kolor czarny w filmie.

Sukces ojca nie będzie pełny, gdy rodzina nie wesprze go swoją obecnością i entuzjastyczną aprobatą. W końcu w rodzinie siła! - kolorowy akcent. Rodzina oczywiście jest nieświadoma  tego, czym się tatuś zajmuje, lub nawet jeśli jest, na razie nie widzi w tym niczego złego.

W którymś momencie filmu akcent uwagi przenosi się na małego chłopca - następny kolorowy akcent - który ma osiem lat, jest zwykłym dzieckiem, lubi się bawić, nie przepada za szkołą, stroni od lektur, łamie rodzicielskie zakazy. Zwykły mały chłopiec, ot...

Chłopiec jest niezwykle kochany przez rodziców. Dodatkowo jest bardzo kruchy i delikatny. Wzrusza widza ta miłość i opieka nad nim dookoła. (znowu kolor)

Dziecko nawiązuje znajomość z innym dzieckiem, swoim rówieśnikiem,  więźniem obozu koncentracyjnego, którym zawiaduje ojciec. (znowu czerń)

Przyjaźń jest trudna, ograniczona drutem kolczastym i innymi niedogodnościami. Ale dzieci, jak to dzieci, pokonają bariery, które dorosłych powstrzymają przed jakimkolwiek ruchem.  I tak sobie biegnie ten film, a widz (a już ja w szczególności) daję się reżyserowi prowadzić  ze swoimi nastrojami po górach i dolinach radości i oburzenia jak pies na postronku.

I daję się tak wieść aż do ostatniej sceny, gdy mały Niemiec, którego już przecież (co ludzkie) zdążyłam obdarzyć szczerą sympatią, ląduje przez przypadek w komorze gazowej wraz z kilkudziesięcioma Żydami. Za chwilę udusi się pewnie w trujących oparach wraz z pozostałymi. Sceny rozciągają się jakby były z gumy. Słyszę   pulsowanie własnej krwi w uszach - to z emocji i strachu - czy ojciec, który pędzi przez las, aby uratować syna, dobiegnie na czas czy też nie. Zapominam, że ta mała śmierć to być może jest za karę. Takie wyrównanie rachunków ukazane z punktu widzenia jednej rodziny.



I tu znowu dochodzę do wniosku. Nawet kilku wniosków. Że jestem typem detalisty. Że wzrusza mnie konkretne nieszczęście, do którego dano mi okazję osobiście się ustosunkować. Że prawdziwe jest twierdzenie, że "jedna śmierć to tragedia, milion to statystyka"**.  I że łatwo dajemy sobą manipulować  zatracając obiektywny ogląd świata, który powinien być odporny na naciski ze strony pojedynczych wzruszających historii. Nie nadawałabym się na sędziego w procesach norymberskich, ani żadnych innych procesach z własnego podwórka. Tak bardzo mam miękki charakter i mózg zabity dechami, któremu trudno pracować w systemie wielozmianowym.

___________


* Film ma tytuł "Chłopiec w pasiastej piżamce". Rok  2008. Produkcja USA, Wielka Brytania
** Erich Maria Remarque - "Czarny obelisk"











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz