niedziela, 17 lutego 2013

Slow food

Wczoraj w pewnej audycji radiowej usłyszałam, że przeciętny Polak zjada rozcznie 8 kg substacji, które w ogóle nie są jadalne. I podobno jesteśmy gdzieś w tym szczęśliwszym ogonie świata, bo Zachodni Europejczyk zjada tych trucizn około 15 kg, a Amerykanim około 23. Nie mniej jednak już ta feralna ósemka działa mi na wyobraźnię. W zasadzie to nawet wywołuje pewien popłoch.

W audycji była też mowa o całym szeregu substancji, które wprawdzie są jadalne, ale jednocześnie szkodzą naszemu zdrowiu.  Nie jest fajnie żyć  w świecie, w którym szynka nie ma w składzie szynki, wino ma określony termin przydatności do spożycia, maślanka zawiera w sobie pół tablicy Mendelejewa i w którym jedzenie marchwi może okazać się zamachem na własne życie.

Ubolewam, że moja piwnica położona jest na poziomie -2 mojego budynku (mieszkam w renesansowej kamienicy), czyli tak głęboko, że boję się tam wchodzić.  A ponieważ więc z piwnicy korzystać się boję, nie mam możliwości zastawienia jej słojami  z przetworami domowej produkcji.  Robię więc zazwyczaj tylko tyle słojów z dżemem, jabłkami do szarlotek oraz sokami z bzu, ile zmieści mi się w kuchennej szafce. Czyli niewiele. Zapasy kończą nam się w ciągu trzech miesięcy - czyli jeszcze jesienią. Przez resztę zaś roku skazane jesteśmy na spożywanie chemicznych substytutów jedzenia. 

Jedno, o co dbam w miarę rzetelnie, to, aby w domu było domowe ciasto i domowe słodycze. Choć tyle. Choć w tych przypadkach wiemy, co jemy. Same przygotowujemy te smakołyki, więc wiemy, że jest w nich prawdziwy cukier i prawdziwe kakao, smaczne owoce i pełen zestaw bakalii.  Koncerny cukiernicze nie zarabiają więc na nas wiele.

Nie zarabiają również producenci spirytuozów i alkoholi. Pyszne wina jabłkowe i gronowe wyrabia tato,  ja zaś zapełniam półki wszelkiej maści nalewkami. Ta domowa produkcja nie jest może tania, wygamaga cierpliwości i pracy, ma się jednak gwarancję, że się sobie samemu nie szkodzi. Piję więc alkohol, od którego nie utracę wzroku i jem słodycze, od których nie zapadnę na cały wachlarz chorób i alergii.

Tak więc dziś...




... dziś warzy się kokosowa nalewka z sanockiego spirytusu, który podobno poprawia wzrok i słuch, a w organizmie zaburza jedynie pionową postawę ciała.


I zastyga waniliowy blok z orzechami i żurawiną. Blok jest dla dzieci, które zjadą po południu.






Przepis na nalewkę kokosową:

puszkę skondensowanego mleka słodzonego, oraz taką samą mleka niesłodzonego wraz z dużym kubkiem mleka zwykłego zagotowuję, dosypując około 200 - 250 g wiórków kokosowych. Podgrzewam powoli ciągle mieszając, aby wiórki się nie przypaliły. Tak przygotowany wywar pyka na gazie kilkanaście minut. Na więcej nie wystarcza mi cierpliwości.
Po ostygnięciu kokosowej pulpy dolewam spirytus. Ilość według uznania. Aby otrzymać nalewkę mocy 30%, wystarczy dodać około 350 ml.

Nalewkę przelewam do słoja  ze szczelną przykrywką  na gumkę i umieszczam w ciemnej szafce kuchennej. Chodzę koło niej z pół roku. Zaglądam. Wącham. Raz na jakiś czas przemieszam drewnianą łychą. Po tym okresie przecedzam przez gazę. Wyciskam wiórki w rękach. Upić moża się już tylko oblizując palce po tym zabiegu.

Odzyskane wiórki przesączone alkoholem można przechowywać w lodówce. Doskonale nadadzą się do innych deserów.

A przepis na waniliowy blok był już kiedyś tutaj: ----> O TUTAJ!


No to zdrówka Wam życzę przy tej  leniwej niedzieli.
Jan Onufry Zagłoba

9 komentarzy:

  1. A jeśli chcę się wprosić na tę nalewkę, to mogę dopiero za pół roku? DzD.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam po wyróżnienie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Smakowitości. A wiadomość o truciznach, tych niejadalnych, to mnie przeraziła!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale smaczku narobiłaś tą pachnącą nalewką. Dzięki za przepisy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Poprawia wzrok? Hmmm, muszę wypróbować, może zaoszczędzę w ten sposób na okularach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm... Musze zrobić taką kokosową.

    OdpowiedzUsuń
  7. Już sobie podlinkowałam te nalewkę "dla zdrowotności"... Blok waniliowy też kusząco wygląda, żurawinę uwielbiam, więc tym bardziej nie omieszkam wypróbować przepis :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Z przepisu na nalewkę na pewno skorzystam, bo kokosowej jeszcze u nas w domu nie było :)

    OdpowiedzUsuń
  9. kokosową uwielbiam, ale ty to masz cierpliwość, podziwiam
    ja zalewam wiórki na dni parę i wystarczy, póżniej dodaję mleko i ..........po ptakach! :-)
    Pół roku to ja na malinową mogę czekać.

    OdpowiedzUsuń